Chili! Chili jest dobre! Dobra papryka pali dwa razy! – te i inne hasła związane z pikantnym smakiem czerwonych diabełków od dawna są moimi standardowymi odpowiedziami na miny współpracowników próbujących mojego obiadu, lub też pań z budek z kebabami przy zamówieniu. Kubki smakowe już dość dawno wyewoluowały mi w kufle wypełnione ostrą papryką, a sos tabasco to dobry dodatek nawet do chleba z nutellą. Nie powinno więc dziwić, że na wieść o limitowanej edycji całkiem dobrego Grand Imperial Porteru z browaru Amber, doprawionego właśnie ostrą papryczką ślina pociekła mi dość mocno. Gdy tylko zaprzyjaźniony sklep branżowy pochwalił się na fb dostawą GIPchili, zebrałem zamówienia w pracy i pobiegłem po sześciopak.
Porter to nie jest piwo na codzień, więc na degustację poczekałem do deszczowego wieczora – zapraszam do czytania!
– zawartość alkoholu – 8%
– ekstrakt – 18,1%
– nasycenie CO2 – średnie
– piana – beżowa, nieduża, ale zbita i sztywna
– kolor – ciemnobrązowy, wpadający w czerń, pod światło ciemny rubin
– zapach – owocowo-winny – jak domowe wino wiśniowe, raz na jakiś czas (zwłaszcza po ogrzaniu) przebijał się lekki karmel
– smak – no i tutaj jest tak naprawdę ciężko dużo powiedzieć – w porterach ważne są dla mnie posmaki, zostające na podniebieniu i w gardle po przełknięciu piwa, a w przypadku tego piwa cały posmak zostaje przytłoczony i przykryty przez paprykową pikantność. Nie jest to nieznośne palenie (przypominam – należy brać poprawkę na moje upodobania!), ale niestety, poza chili w posmaku nie czuć zupełnie nic. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że ‚główny’ smak jest delikatny i dość owocowy, dokładnie taki jak sugeruje zapach.
Standardowa wersja Grand Imperial Porteru jest piwem udanym jak na moje nieporterowe smaki – chyba moim ulubionym pośród polskich porterów, niestety, wersja chili nie smakuje mi tak, jak chciałem żeby smakowała. Być może jest to kwestia zbyt wysokich oczekiwań? Nie wiem, ale na pewno GIPchili jest piwem bardzo specyficznym i nie zdziwię się, jeśli część blogosfery piwnej skarze je na wylanie… Druga butelka standardowo powędrowała do piwnicy, mam jeszcze nadzieję, że piwo się ułoży i może smak chili trochę się przytłumi – ale to sprawdzę najwcześniej za dwa lata ;)
Moja ocena: 6/10
Pingback: Mały krok dla człowieka… | Piwo i planszówki
Pingback: Kawa ze Starbaksa czy czekoladki z Biedry? | Piwo i planszówki