Jak już wczoraj pisałem na fb, ostatnia posucha postów wynikła z zawirowań wokół nowej pracy niżej podpisanego. Dość powiedzieć, że miałem mało czasu by nawet pić piwo, nie wspominając już o pisaniu. Czas już jest, materiałów ostatnio nie miałem (kilka ciekawostek jeszcze czeka w lodówce), więc dziś notka której ‚część’ pojawiła się już dość dawno – czyli wakacyjne importy piwne.
Wspomniana część która pojawiła się wcześniej, to oczywiście Tomislav, importowany z Chorwacji.
Z równie popularnego wakacyjnie zakątka Europy, a dokładniej Bułgarii, pochodzi Stolichno Bock, produkt browaru Zagorka. Parę lat temu spędziłem wakacyjny urlop w Bułgarii, ale tego piwa na pewno wtedy nie widziałem. Teściowie też nie, ale niezawodna dostarczycielka Agata (o jej imporcie jeszcze za moment) wypatrzyła też i to, przytransportowała do kraju i w końcu mogłem też się do puchy dorwać. Z 16* ekstraktu Bułgarzy uzyskali 6,5% alkoholu, co dla koźlaka jest wartością bardzo sympatyczną. Piana nie była zbyt bujna, ale za to utrzymała się do końca w postaci aksamitnego kożuszka. Zapach i smak bardzo poprawne, dokładnie takie, jakiego można się spodziewać po koźlaku. Piwo idealnie pasuje na jesienne wieczory, wypiłem z dużą przyjemnością i zaskoczeniem – bo lager z Zagorki był najprostszym możliwym koncerniakiem nadającym się li tylko do spożycia po solidnym schłodzeniu. Ocena: 7/10
Dostarczycielka Agata ma tak fajną pracę, że co roku spędza kilka miesięcy pracując w Państwie Środka. Stamtąd właśnie pochodzi kolejny twór wakacyjny, czyli Tsingtao, którego nazwę sami Chińczycy rozszyfrowują podobno jako ‚This Shit Is No Good, Take Another One’. Koncernowa butelka o bardzo niestandardowej pojemności 297ml (nawet nie potrafię wyguglać czy to jest jakaś imperialna jednostka pojemności :/ ) zawiera płyn o żółtej barwie, nikłym zapachu, bardzo mocnym nagazowaniu i smaku mającym coś wspólnego ze słodem, ale już z goryczką nic… Ogólnie rzecz biorąc, zgadzam się z anegdotycznymi Chińczykami – ale nie wiem, czy w Chinach jest jakiś wybór… Ocena: 1/10
Z Kraju Wschodzącego Słońca przyleciały do mnie natomiast dwa craftowe piwa: jedno z nich miało na butelce mnogość napisów w krzaczkach, a alfabet łaciński był zastosowany tylko w napisie ‚Nihonbashi Craft Beer‚ – pewnikiem nazwa browaru, ale i w tym przypadku wujek gugiel nie pomaga zbyt dużo; drugie piwo to japoński przedstawiciel klasycznego niemieckiego stylu Alt, na etykiecie opisany jako ‚Izumi Alt Beer‚.
Piwo roboczo zwane Nihonbashi (kolega dostarczyciel rozpoznał jeden ze znaczków jako ‚black’) miało chyba być przedstawicielem czarnych lagerów, niestety prawdopodobnie transport je zabił, gdyż już po otwarciu uderzył mnie zapach kwasu i to samo było w smaku – piwo zasiliło kanalizację, a szkoda, bo ciemniaki wszelkiej maści są u mnie zawsze milej widziane niż ich jasne odpowiedniki. Izumi Alt okazał się być chyba najlepszym altem jakiego zdarzyło mi się pić – nie przepadam za tym stylem, więc to coś jednak znaczy – pełne, ‚gęste’ piwo ze stylową goryczką, o pięknej wiśniowej barwie i świetnej, zbitej i kremowej pianie. Ocena: 6/10
Z wojaży wakacyjnych moich znajomych na degustację czeka jeszcze Firestone Walker Union Jack IPA, prosto z ojczyzny piwnej rewolucji – mam nadzieję, że będzie godnym reprezentantem i zasłuży sobie na osobną recenzję.
Pingback: If we took a holiday; Took some time to celebrate… | Piwo i planszówki
Pingback: Mały krok dla człowieka… | Piwo i planszówki