Często, w praktycznie każdej dziedzinie naszego życia, trafiają nam się dobre wspomnienia z dzieciństwa czy czasów młodości – szeroko pojętej oczywiście. Zwykle, wspomnienia te są tak dobre, że przez usta przechodzi nam zdanie w stylu „Kiedyś nawet pop był dobry…” (witamy w dzisiejszej notce standardowy popelinowy kawałek – ostrzegam, ten mi się kiedyś podobał! :P ) czy też wariacja na temat jedzenia/napojów/programów TV itp. Zdarza się, że takie wspomnienia pchają nas do sprawdzenia, czy przypadkiem to, co było kiedyś, jest tak samo dobre teraz… Doświadczyłem tego z planszówkami, po części też z piwem – i dzisiejszy tekst właśnie o takich wspomnieniach będzie traktował.
Około roku temu w sklepach pojawiła się powtórka jednego z pierwszych kultowych lagerów w Polsce, a mianowicie 10,5 z Kompanii Piwowarskiej. Mnóstwo zostało wtedy o tym piwie powiedziane – przywołane zostały reklamy, jako jedne z pierwszych mające bardzo wyraźną grupę docelową; przywołana została otoczka „cool”, takoż związana z rzeczoną grupą docelową; charakterystyczna puszka – jednym słowem – wszystko! Szybko też zaczęły się pojawiać „recenzje” powtórzonego 10,5 – że to już nie to samo, że została tylko puszka, bo nawet reklam i otoczki już nie ma… Z zewnątrz mogło to wyglądać naprawdę kiepsko, ale trzeba przyznać, że oczekiwania były napompowane do granic możliwości tymi dobrymi wspomnieniami. 10,5 było jednym z pierwszych moich legalnych piw, nie pamiętam dokładnie smaku, ale nie liczyłbym na to, że różnił się czymś od aktualnie produkowanych eurolagerów – i te wspomnienia naciskały mi na głowę, kręciły myślami w kierunku kupna… Ale nie kupiłem, nawet na pamiątkę – i już powiem Wam dlaczego…
Nie kupiłem 10,5 dlatego, że parę lat temu przeżyłem bardzo duże rozczarowanie i zniszczone wspomnienia – a to wszystko przez planszówki…
Kto z Was grał za dziecka/nastolatka w Fortunę/Eurobusiness lub Magię i Miecz? Praktycznie każdy, nie da się ukryć. Ja też, i wspomnienia mam (a właściwie miałem) rewelacyjne – wielogodzinne partie Magii i Miecza z siostrą i dwoma kuzynami, kończące się po prostu brakiem czasu (bo Korony Władzy chyba nikt nigdy nie zdobył) czy też podwórkowe partie Eurobusinessu, gdzie można było przyuważyć kto się w kim „buja” obserwując pożyczki pieniędzy czy też „zapominanie” o skasowaniu należności… Przewijamy film o 20 lat do przodu, siadamy przy Monopoly (którego Eurobusiness był klonem, podobnie jak Fortuna) i po piętnastu minutach zaczynamy umierać z nudów… Talizman (czyli nasz stara, dobra Magia i Miecz) rozczarowuje tak samo bardzo – zamiast epickich przygód i walki zostaje tylko wściek, że nic nie zależy od graczy, a wszystko od kostek… Nie pomaga nawet pińcet razy lepsza jakość druku, niezłe figurki z tworzywa zamiast kartonowych portretów w podstawkach ani znacznie lepiej napisana instrukcja! Teraz nikt mnie do stołu nie zaciągnie jeśli ma na nim wylądować też jedna z wymienionych gier… Po prostu nie ma co wracać do (pre)historii, kiedy znamy już nowoczesność!
Nie zaciągnie mnie też nikt przed półkę sklepową, na której znajduje się reaktywowane niedawno EB lub ponownie powołane do życia Palone z Okocimia – bo nie chcę sobie rujnować wspomnień, zwłaszcza Palonego, które naprawdę mi smakowało… Tak samo nie chciałbym już spotkać na piwnych półkach Hebana – zostawmy wspomnienia w spokoju, a grajmy w (i pijmy) to co nowe i dobre!
To mówiłem ja, antykonserwatysta w każdej dziedzinie :> Ktoś zepsuł sobie wspomnienia EB, Palonego albo jakiejś planszówki?