Browar Amber jest jednym z bardziej zastałych tworów na piwnej mapie Polski – do całkiem niedawna nie mieli w ofercie żadnego piwa, które można by było nazwać szczególnie odkrywczym, a jedyne „ciekawe” było dość trudno pijalne. Od lat wśród bardziej dojrzałych piwoszy Amber istniał li tylko dzięki Koźlakowi i ewentualnie Grand Imperial Porterowi.
Co dziwne, jest to też bodaj najaktywniejszy browar w piwnej części polskiego Twittera – konserwowość oferty nie idzie więc w parze z konserwatywnością w social media – przynajmniej da się z nimi szybko skontaktować ;)
Zdarzało się, że ja bądź inni twittujący blogerzy zagadywali przedstawicieli (agencję reprezentującą?) Ambera na Twitterze kiedy w końcu browar ten wykona jakikolwiek krok w kierunku rewolucyjnym. Pierwszą odpowiedzią było wypuszczone jakiś czas temu piwo z serii Po Godzinach – ponownie, nic odkrywczego (weizenbock), ale już w końcu coś innego niż fafnasty jasny lager! Przyjemne było to, że to piwo było całkiem znośne! Po doświadczeniu z Pszeniczniakiem, Amberowy PG#1 miał całkiem słuszną pianę, stylowy bananowo-goździkowy aromat, typową mętnopomarańczową, wpadającą nawet w brąz, barwę i pełny, ponownie bananowy, smak z ładnie ułożonym alkoholem. Nie było to piwo rewelacyjne, ale mimo wszystko porządne, i chyba nawet całkiem dobrze przyjęte – a przynajmniej negatywnych recenzji nie napotkałem. Pierwszy krok został więc zrobiony, a że rokował dość dobrze, to czekałem dalej.
Drugim krokiem okazał się być Altbier – znów styl, który, jeśli może mieć coś wspólnego z rewolucją, to jedynie francuską, ale jest to jednocześnie styl dość kiepsko reprezentowany w Polsce. Do głowy przychodzą mi tylko Manufakturowy Altbier oraz Stare Ale Jare z Pinty. Dodatkowo, nie przepadałem nigdy za altbierami, a najlepszy przedstawiciel stylu, jaki mi się trafił, to japoński Izumi Alt. Do Amberowego Po Godzinach też nie przywiązywałem większej wagi, nie polowałem na niego jakoś szczególnie, a trafił się sam przy okazji wizyty w pewnym supermarkecie z ptaszkiem w logo ;)
Cóż więc reprezentuje sobą druga odsłona limitowanej serii Ambera?
Otóż… Niestety, mniej niż pokazywał numer jeden…
Niska, piana, złożona z dużych pęcherzy opada bardzo szybko – co prawda pozwala nam się to łatwiej wwąchać w piwo w szkle, ale po pierwsze – wygląda słabo; po drugie – za dużo to tam nie czuć… Nieco karmelu i zboża, ale nic z obiecanych na etykiecie orzechów. Na szczęście moja butelka nie straszyła żadnymi wadami, albo te były równie wątłe, co reszta aromatu. Smak też nie powalał – karmelowa słodkawość, niska goryczka – piwo grzeczne do bólu i bez żadnego błysku – orzechów nadal nie uświadczono. Ogólnie rzecz biorąc, PG Altbier okazał się krokiem w tył po całkiem udanym weizenbocku, ale nadal jestem w stanie zrozumieć powody – typowy supermarketowy piwosz nie zakrztusi się tym piwem i nie wypluje go do zlewu – różni się ono na tyle od jasnego lagera, że dla niedzielnych piwoszy może być nawet interesujące…
…Ale historia na tym się nie kończy! Twittera wspomniałem wcześniej nie przez przypadek! Od kilku dni Amber zapowiadał trzecią odsłonę serii, wykorzystując (prawdopodobnie) zmyślone cytaty z ludzi „#cowiedzą”. Był tam i bloger, który „Był nastawiony sceptycznie” i wielbicielka radlerów, twierdząca, że „Jakieś takie mało słodkie” i nawet Tomasz z Dolnego Śląska, który „Recenzowałby!” – jeden z tych, #cowiedzą rzekł podobno: „Ale Amber?”, więc podejrzenia kierowały się na Amber Ale – co nawet pasowałoby do linii produktów dla początkującego wielbiciela rewolucji/niedzielnego piwosza – niby, owszem, nowa fala, ale piwo jednak delikatne i nie powalające nie wiadomo jaką goryczą. A tu nagle…
… Tak, Amber skacze na głęboką wodę! Ciekawe, jakie wyjdzie? Czy prawdą okaże się pokutujące tu i ówdzie stwierdzenie, że szufla amerykańskiego chmielu wystarczy na pokrycie błędów? Jak pokazały Pilsweizer i Koreb, nawet AIPA może zostać spier…psuta, no ale z drugiej strony w Witnicę też nikt nie wierzył, a wyszła znośna… Jako „aktywny Twitterowicz” zostałem też przez Ambera doceniony i mam podobno dostać pakiet promocyjny, więc teraz nawet nie będę musiał polować na PG#3 – no chyba, że mi posmakuje tak, żebym chciał zrobić zapasy…
Kto czeka?
Pingback: Do trzech razy sztuka… | Piwo i planszówki
Pingback: Kawa ze Starbaksa czy czekoladki z Biedry? | Piwo i planszówki